Rowerowy Blog Internetowy

avatar Siema! To ja saren86. Witaj na moim blogu rowerowym. Od jego założenia na rowerze przejechałem 31207.86 kilometrów + 2245 kilometrów na trenażerze ;)
Więcej przeczytasz na stronie o mnie.

statystyki

2015 button stats bikestats.pl
2014 button stats bikestats.pl
2013 button stats bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl
2011 button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

>300

Dystans całkowity:698.64 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:45
Średnia prędkość:27.13 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:1616 m
Maks. tętno maksymalne:174 (89 %)
Maks. tętno średnie:133 (68 %)
Suma kalorii:7127 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:349.32 km i 12h 52m
Więcej statystyk
  • DST 380.60km
  • Czas 12:33
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • AVG CAD 81.0
  • HRmax 174 ( 89%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 7127kcal
  • Podjazdy 1616m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tour De Berlin

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 14.07.2013 | Komentarze 12

Wycieczka do Berlina na kebaba w składzie: ja, Grzesiek, Romek, Tomek, Daniel i Marcin.
Mimo moich obaw pogoda dopisała, momentami było nawet za parno i gorąco.
Trasa była świetna i niemonotonna. Nie brakowało pięknych widoków, długich podjazdów i zjazdów, bruków, szutrów, silnego wiatru i przede wszystkim dobrego humoru ;)
W Berlinie zjedliśmy tureckiego kebaba, którego szukaliśmy chyba z godzinę będąc już wygłodniałymi maksymalnie.
Na powrocie zaliczyliśmy zwiedzanie podnośni statków w jakiejś tam wiosce.
Około 10-15 km przed Schwedt wszystkim pokończyły się zapasy wody i napojów. Jechaliśmy w słońcu na oparach, co wiadomo, przybliżało nadejście Pani Bomby ;) Jeszcze w trakcie tego Grzesiek złapał gumę (w sumie na całej trasie złapał trzy). W czasie gdy zmieniał dętkę, my z pragnienia gryźliśmy niedojrzałe śliwki z przydrożnych drzew, wysączając z nich kwaskowatą wodę ;)))
W Schwedt w Netto zatankowaliśmy i objedliśmy się. Z tym objedzeniem mocno przesadziłem, bo później zaczęły się problemy z żołądkiem. Największy kryzys złapał mnie właśnie za Schwedt i trwał z jakieś 20-30 km. Za Mesherin, gdzie pożegnaliśmy Romka, zacząłem odzyskiwać siły. Zresztą chłopaki też. Dostaliśmy trochę wiatru w plecy i przez Kołbaskowo do samego Szczecina leciało mi się już jakbym dopiero wsiadł na rower. Przeżyłem kryzys i stwierdziłem, że do 500 bym jeszcze dzisiaj dokręcił ;))) W domu rozciąganie, kąpiel i chwilę po położeniu się od razu zasnąłem.

Fajna wycieczka! Wczoraj narzekałem, dzisiaj chcę jeszcze! :D

Kilka wniosków na koniec:

- Isostar w tabletkach o smaku coli (dostępny w Decathlonie) to mistrzostwo świata. Smak rewelacyjny, gasi idealnie pragnienie, pobudza i nie obciąża żołądka ( a z nim mam największe problemy). Polecam!
- Zero bólu w kolanie! Taka trasa to był ostateczny test. Mogę zapomnieć o kontuzji. Jednak nigdy więcej biegania!
-Pokochałem podjazdy ;) Mimo, żem chłop z nizin, to chcę się rozwijać właśnie w tę stronę. Za dwa tygodnie debiut w Zieleńcu, zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Za miesiąc jadę do Szklarskiej na wczasy, będę mógł pozaliczać tamtejsze okoliczne hopki :D
- Nasza kolarska ekipa jest zajebista! :)


Lans pod Bramą Brandenburską ;)
Kategoria >300, Trening


  • DST 318.04km
  • Czas 13:12
  • VAVG 24.09km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt Unibike Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin - Berlin - Kostrzyn nad Odrą - Chojna

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 5

Z domu wyjechałem ok g. 6.50. Trasa miała przebiegać ze Szczecina do Berlina a następnie do Kostrzyna nad Odrą. Tam miałem zadecydować, czy będę próbował wykręcić 400 km jadąc do Szczecina przez Gorzów Wlk., czy wrócę bezpośrednio przez Chojnę i Gryfino i przejadę ok 350. Takie były plany...
Na początku jechałem spokojną prędkością, żeby się rozgrzać. Do Schwedt dojechałem po ok. 2 godzinach. Tam po raz pierwszy się trochę zgubiłem (trasa, którą zaplanowałem jechać wiodła przez drogę szybkiego ruchu) i zanim się ogarnąłem i znalazłem inną drogę minęła godzina.
Jechałem dalej, robiło się naprawdę gorąco, napoje schodziły szybko. Wstępnie liczyłem, że do Berlina dojadę najpóźniej na 13. Jak się okazało dojechałem na ok. 16. Przeliczyłem trochę swoje siły. Być może, to że zrobiłem dwa dni temu 100 km robiło swoje. Dodatkowo był upał i w Bernau zamarudziłem trochę lężąc na trawie, ponadto to błądzenie po Schwedt...
W Berlinie godziny szczytu, ruch był bardzo duży (choć 1/3 to był ruch rowerowy :). Pełno pieszych, zgiełk, szum, hałas. Ilość ścieżek rowerowych i cała infrastruktura rowerowa była naprawdę godna podziwu. Dojechałem na Alexander Platz, tam zrobiłem jakieś badziewne fotki. Nie miałem najmniejszej ochoty by coś w tym Berlinie zwiedzać. Jak najszybciej chciałem wyjechać w spokojniejsze miejsce. Ruszyłem przez Karl - Marx Alee w stronę Kostrzyna. Jechałem do czasu, aż ta ulica przerodziła się w dwujezdniową drogę z zakazem jazdy dla rowerzystów... Tu się trochę załamałem. Wracać mi się nie chciało. Szukałem jakiejś drogi dla rowerów prowadzącej w obranym przez mnie kierunku. Bezskutecznie. Na tych poszukiwaniach zrobiłem chyba z 15-20 km, i straciłem trochę pieniędzy na telefonie, dzwoniąc do dziewczyny, która próbowała mnie nawigować. Po ponad godzinie czasu, zdesperowany wjechałem pod zakaz dla rowerzystów, ryzyk-fizyk. Po ok. 10 minutach jazdy wyprzedziła mnie niemiecka policja, ale nawet nie zwrócili na mnie uwagi ;)
Później już jechałem pół na pół, raz drogą dla rowerów, raz jezdnią, kilkukrotnie drogą szybkiego ruchu. Było mi już wszystko jedno...
Ok. 20 km przed Muncheberg zaczęło mi brakować wody. Piłem tylko po małym łyczku, co przy takim upale dawało się we znaki. Ostanie 10 km jechałem o "suchym pysku", a to mnie strasznie wymęczyło... w dodatku nie miałem już żadnych pieniędzy. Na szczęście w Muncheberg znalazłem bankomat i jeszcze otwarty market (było już przed 20).
Do Kostrzyna dojechałem jakoś przed 22. Nie było już mowy o jeździe przez Gorzów. Na liczniku miałem 265 km, a do domu jeszcze ponad 115... Mimo, że mięśnie nie były mocno zmęczone, i nawet nic mnie szczególnie nie bolało (trochę tyłek i głównie żołądek od tych wszystkich batonów i izotoników), "wymiękłem" psychicznie i zadzwoniłem po swoją dziewczynę, która bez chwili wahania stwierdziła, że po mnie jedzie, mimo, że na rano miała do pracy (prawdziwy Skarb ;*). Po tym zmobilizowałem się i ostro ruszyłem, już po ciemku, aby zdążyć przed jej przyjazdem i dobić chociaż do 300. Tak się złożyło, że udało mi się dojechać aż do Chojny, a tam już spotkałem się z Paulą. Po powrocie samochodem, po długim prysznicu padłem jak Janek Wiśniewski :P
Podsumowując, mimo, że zrobiłem rekordową ilość kilometrów, to z wyjazdu jestem niezadowolony. Czasami się po prostu przegrywa...
Następnym razem lepiej zaplanuję trasę i padnie 400 ;)
Dane wyjazdu:
wyjazd: g. 6.50
dojazd: g. 23.55
czas wycieczki: 17 godzin, z tego 13g 12min pedałowania.
Ilość wypitych płynów: ponad 8L.
Poniżej mapka, różnica między km z licznika a tymi na mapce wynika z błądzenia.


Zapasy kupione na wyjazd :)


droga rowerowa do Schwedt wzdłuż Odry.


Schwedt.




Eberswalde.


Bernau.


Leżę sobie na trawce niczym Gracjan Roztocki ;)


W końcu Berlin!!


Kostrzyn, dalej w Chojnie już mi się nie chciało zrobić zdjęcia.
Kategoria >300