Rowerowy Blog Internetowy

avatar Siema! To ja saren86. Witaj na moim blogu rowerowym. Od jego założenia na rowerze przejechałem 31207.86 kilometrów + 2245 kilometrów na trenażerze ;)
Więcej przeczytasz na stronie o mnie.

statystyki

2015 button stats bikestats.pl
2014 button stats bikestats.pl
2013 button stats bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl
2011 button stats bikestats.pl
  • DST 250.42km
  • Teren 5.00km
  • Czas 08:19
  • VAVG 30.11km/h
  • Podjazdy 1287m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Joachim - czyli epicka "wycieczka" na zakończenie lata ;)

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 5

Plan, aby pojeździć po górkach w okolicach Eberswalde zrodził się już po powrocie z zeszłorocznej wyprawy do Berlina, razem z Danielem obiecaliśmy sobie, że tam wrócimy.
Mi głównie zależało na podjechaniu pod najdłuższy/najwyższy podjazd w promieniu około 100 km jaki mi się udało wypatrzyć na Stravie (jest tam KOM :)
Ekipa nie zebrała się zbyt liczna, każdy coś miał zaplanowane, więc w dniu wycieczki o 8:00 na Placu Grunwaldzkim spotkałem się z Danielem i Romkiem.
Chęci do jazdy miał głównie Daniel, mi i Romkowi się nie chciało, za to mieliśmy wyśmienite humory i cieszyliśmy się jak głupi do sera :)
Pogoda od rana była super, nie za ciepło, nie za zimno, nawet świeciło jakieś tam słońce.

Ruszyliśmy więc zdobyć nasz główny cel wycieczki, czyli na Joachim (dlaczego taka nazwa napiszę niżej ;)



Jazda idzie nam całkiem nieźle, choć jedziemy pod lekko boczny wiatr, na szczęście nie jakiś silny. W Schwedt stajemy na pierwszy popas.


Czy ta noga będzie dzisiaj kręcić?:)

Od Schwedt nie ujechaliśmy za daleko, bo już 25 km dalej zatrzymał nas "na stopa" idący akurat na balety różowo-usty Pinokio.


Romek, masz łaskotki pod pachami?;)


Jedziemy dalej, głównie po bocznych i fajnych asfaltach. Od tej pory zaczyna się więcej podjazdów, więc morda cieszy mi się coraz bardziej, mimo, że forma mogłaby być lepsza. Żeby chłopaki nie pozasypiali, okazuje się, że zaplanowany przeze mnie kurs prowadzi przez ponad 4 km ubłoconego, nierównego i paskudnego bruku ( od Ludersdorf do drogi nr 158 - do wycięcia w przyszłym roku). Tempo żółwie, każdy uważał żeby się nie wywalić, gdy dojechaliśmy w końcu do jezdni, chłopaki zarzekli się, że ostatni raz ułożyłem trasę :D

Zaraz po tej dodatkowej atrakcji, dojeżdżamy w okolice Niederfinow, tu zaczynają się prawdziwe mini góry, czyli podjazdy i zjazdy po super serpentynach. Każdy z nas odżywa i podjeżdża jak rasowy góral :) Po każdym podjeździe Daniel pytał się mnie, czy to był już ten "Joachim"? Na początku nie wiedziałem o co chodzi i miałem z tego z Romkiem niezłą bekę ;) (Później domyśliłem się, że pewnie chodziło mu o podjazd w okolicach Joachimsthal, o którym też kiedyś wspominałem)

W Niederfinow niestety napotykamy na kolejną przeszkodę....




...czyli droga, którą prowadził nasz kurs była całkowicie zamknięta i nieprzejezdna, także dla ruchu pieszego. 

No cóż, trzeba było zacząć szukać drogi alternatywnej. Muszę przyznać, że na tej wyprawie Garniak spisał się na piątkę, ładnie nawigował i ratował nas z opresji :)



Zboczyliśmy z kursu i nadłożyliśmy sporo kilometrów omijając rozkopaną drogę jadąc przez Eberswalde.
W końcu dojeżdżamy do Freienwalde, gdzie znajduje się główny cel. Nieźle już wypompowani zaczynamy atak na górkę. Mówię do Daniela, że to już ten właściwy "Joachim", po czym ruszam ile fabryka dała. Podjazd okazał się nie stromy, jednak długi i mocno trzymający.
Na szczycie poczułem metaliczny smak w ustach, co nie było zbyt optymistyczną wróżbą ;) Chłopaki dojeżdżają chwilę po mnie, po czym spontanicznie składamy obietnicę, że teraz co roku będziemy jechać Na Joachim ;) W rankingu Stravy wskoczyłem na 29 miejsce na 81. (po 135 km w nogach, wietrze w twarz i braku treningów nie dało się więcej ;)

Zjeżdżając, w połowie górki zatrzymujemy się na chwilę pod skocznią narciarską.





Zjeżdżamy do końca, uzupełniamy zapasy w niemieckim Netto i z ciężkimi jak cholera nogami ruszamy w drogę powrotną. Na szczęście tym razem wiatr już pomagał. Największą obawą były ciągle goniące nas ciemne, deszczowe chmury. Daniel twierdził, że nie będzie padało, ja mówiłem, że to ch** nie wycieczka, jeżeli nas nie zmoczy.

Za Cedynią okazuje się, że mamy jeszcze jednego Joachima do pokonania, nie tak wysokiego jak poprzednio, jednak nadal kawał góry. Za to tu widoki były przepiękne i wynagradzają cały trud. Po obu stronach drogi, mocno w dole, rozciągała się wspaniała panorama Doliny Miłości. Ten odcinek zdecydowanie był największą atrakcją wycieczki i zrobił na mnie największe wrażenie. Można znowu było poczuć się jak w górach.



Uciekamy i uciekamy, aż w końcu wjeżdżamy do Szczecina, oddech deszczu czuć coraz bardziej za plecami. Jednak kawałek przed Dziewokliczem ucieczka została doścignięta i dopadło nas prawdziwe oberwanie chmury. Patrzę na licznik i widzę, że do celu pozostało 8 km. Nie wiele brakło. Od tej pory jedziemy już w rzece deszczu. 

Do domu dojeżdżam kompletnie mokry i mocno wyziębiony... jednak jak zwykle szczęśliwy.
Dzięki chłopaki za epicką wyprawę, za rok powtarzamy!


Kategoria Trening, >200



Komentarze
James77
| 06:37 wtorek, 2 września 2014 | linkuj No fajny wypad. Szkoda, że miałem inne sprawy, bo też bym chętnie tam pojeździł.
wober
| 18:02 poniedziałek, 1 września 2014 | linkuj Dzięki koksie za jazdę. Było epicko. Kurcze w domu po wypiciu piwa minęły :D
saren86
| 16:16 niedziela, 31 sierpnia 2014 | linkuj Dzięki! Czekam teraz na Twój film :)
pietrobike
| 16:01 niedziela, 31 sierpnia 2014 | linkuj Super :)
Danielo
| 15:52 niedziela, 31 sierpnia 2014 | linkuj Mati epicka to nie tylko wyprawa, ale i Twoja relacja, nic dodać, nic ująć! Przy czytaniu uśmiałem się nieźle, pomysłowo, szczególnie ostatnia fota! Najfajniejsza wyprawa roku (choć nie było ich za dużo). Teraz tylko dotrzymać obietnicy, dzięki wielkie!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa liceo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]