Rowerowy Blog Internetowy

avatar Siema! To ja saren86. Witaj na moim blogu rowerowym. Od jego założenia na rowerze przejechałem 31207.86 kilometrów + 2245 kilometrów na trenażerze ;)
Więcej przeczytasz na stronie o mnie.

statystyki

2015 button stats bikestats.pl
2014 button stats bikestats.pl
2013 button stats bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl
2011 button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

> 100

Dystans całkowity:10399.86 km (w terenie 91.00 km; 0.88%)
Czas w ruchu:349:18
Średnia prędkość:28.70 km/h
Maksymalna prędkość:76.40 km/h
Suma podjazdów:46189 m
Maks. tętno maksymalne:180 (92 %)
Maks. tętno średnie:178 (91 %)
Suma kalorii:115583 kcal
Liczba aktywności:84
Średnio na aktywność:123.81 km i 4h 18m
Więcej statystyk
  • DST 152.48km
  • Czas 04:23
  • VAVG 34.79km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • AVG CAD 86.0
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 154 ( 79%)
  • Kalorie 3150kcal
  • Podjazdy 855m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy "Pętla Drawska"

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 15

Pierwszy start w tym roku.
Mega open 16/133
Mega M2 2/9.
Nie jest źle, jeżeli wziąć pod uwagę niedużą ilość wyjeżdżonych kilometrów spowodowanych kontuzją. Jednak pozostaje wielki niedosyt.

W grupie od początku praktycznie jechaliśmy tylko we trzech, ja, Roberto i Tadzik z mastersów z Głębokiego (M5). Poszedł taki gaz, że łapałem powietrze jak karpik. Nie schodziłem poniżej tętna 170, a nawet dosyć długo jechałem na 178!!! Gdzie w normalnych warunkach jest to nie do osiągnięcia. Ledwo to przeżyłem.

Odsapnąłem dopiero gdy na 40 km doszliśmy grupę przed nami. Było widać, że chłopaki się trochę zdemotywowali. Dalej już było lżej, jechaliśmy sporą grupą po zmianach.
Po około 60 km nawet porządnie się rozkręciłem i czułem nadmiar energii ;)
W Łobzie wyjechaliśmy na wiatr w twarz, czyli coś co mnie najbardziej dobija, i tak już przez kolejne ponad 60 km.
Trzymałem się dzielnie z chłopakami do 141 km, gdzie przyszła MEGA BOMBA!!! Odpadłem razem z kolegą z pierwszej grupy. Przerażony, że zostaję właściwie sam, tak blisko mety z takim czołowym wiatrem, ostatnią resztką sił, sprintem dociągnąłem do grupy. Pojechałem z nimi kawałek, nawet wyszedłem na króciutką zmianę, po której poszedł lekki zaciąg pod małą górkę. To był już koniec. Zostałem drugi raz. Jeszcze ponownie rozpaczliwie próbowałem dojść, ale bezskutecznie. Odcięło prąd totalnie i to tylko niecałe 10 km przed metą. Chwilę popedałowałem sam, następnie poczekałem na kolegę wlekącego się z tyłu i razem, ledwo, ledwo doczłapaliśmy się do mety. W międzyczasie wyprzedziła nas jeszcze spora grupka, pod którą nie miałem siły się podłączyć.
Do Roberta, który wywalczył piękne 6 miejsce open straciłem prawie 10 min.
Do pierwszego w M2 straciłem 4 minuty, czyli jakby mnie odcięło chociaż 5 km dalej... ale gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem :)

Na pochwałę zasługuje organizacja Pętli Drawskiej! Mimo, że nie podoba mi się formuła tego cyklu maratonów, to ten był po prostu świetny. Jak za 30 zł to social był wyjebany w kosmos ;))))) Oby tak dalej!

Dzięki chłopaki za miło spędzony czas i dzięki Roberto za walkę, prawdziwy z Ciebie wojownik ;))))
Kategoria > 100, Maratony


  • DST 145.51km
  • Czas 04:49
  • VAVG 30.21km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • AVG CAD 81.0
  • HRmax 171 ( 88%)
  • HRavg 145 ( 74%)
  • Kalorie 3148kcal
  • Podjazdy 939m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uha, uha, wicher dmucha...

Poniedziałek, 3 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 5

...i do tyłu ciągnie zucha, ale zuch się nie przejmuje, tylko dalej pedałuje :)

Taka oto trasa chodziła mi od dawna po głowie:


czyli odwiedziny w Prenzlau i powrót pagórkowatym Szklakiem Epoki Lodowcowej.

Z samego rana, gdy wyjrzałem za okno i zobaczyłem wyginające się od wiatru drzewa, to mi się trochę odechciało.
W rzeczywistości wiatr był cholerny ;) Od początku wiało w twarz a później to już różnie, praktycznie z każdej strony, z przewagą bocznego.
W Prenzlau dłuższy popas na zjedzenie dwóch bułek ;) Na powrocie walczyłem o utrzymanie średniej powyżej 30, co przy takiej wichurze wcale nie było łatwe.

Znowu się trochu ujechałem, ale ciut mniej niż w czwartek :)
Fajne przewyższenia wyszły, prawie klocek :)
Kategoria > 100, Trening


  • DST 170.61km
  • Czas 05:39
  • VAVG 30.20km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • AVG CAD 85.0
  • HRmax 169 ( 87%)
  • HRavg 146 ( 75%)
  • Kalorie 3752kcal
  • Podjazdy 858m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mega solo wyrypa pod patronatem wiatru w twarz.

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 30.05.2013 | Komentarze 5

Zgodnie z planem, wyjechałem około 7.30 do rodziców w odwiedziny. Chciałem sprawdzić jak wygląda trasa maratonu w Choszcznie, więc trochę nadłożyłem drogi.
Ubrałem się znów za ciepło, bo od samego rana świeciło pięknie słoneczko i było mega ciepło, a później nawet duszno. Już po 10 km schowałem bluzę i nogawki do plecaka, który wziąłem, bo miałem do zabrania kilka rzeczy, żeby zostać w Łobzie na noc. Przez niego byłem mniej aerodynamiczny ;)
Od samego początku jechało mi się ciężko, puls jak zwykle za wysoki. Pewnie to za sprawą wiatru, który dzisiaj wiał przez większość trasy prosto w twarz, ewentualnie z boku. Takie uroki jazdy nie po pętli.
Za Choszcznem pierwszy krótki postój. Zrobiło się naprawdę gorąco, powoli zaczęły kończyć mi się zapasy wody. Od Kalisza zaczęły się podjazdy, niektóre konkretne. Po tylu kilometrach pod wiatr dawały się we znaki. Będzie ciekawie na Pętli Drawskiej, bo jest gdzie powalczyć ;)
10 km przed Drawskiem przyszła BOOOMBAAA ;) Odcięcie totalne, w bidonach pusto i nie było co zjeść. Tempem żółwia doczłapałem się do Drawska, tam na Orlenie się obkupiłem, odpocząłem 10 minut i jak nowo narodzony pogoniłem do domu.

Ujechałem się maksymalnie, czyli tak jak lubię ;)
Złapałem nawet trochę kolarskiej opalenizny ;)
Sam nie wiem do końca, jak to jest z tą moją formą... czasami ledwo przejeżdżam 50 km jak wczoraj, a dziś 170 km solo w dość ciężkich warunkach jakoś poszło ;)
Przekonam się w Choszcznie :)


Kategoria > 100, Trening


  • DST 149.43km
  • Czas 04:30
  • VAVG 33.21km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • AVG CAD 86.0
  • HRmax 176 ( 90%)
  • HRavg 150 ( 77%)
  • Kalorie 3100kcal
  • Podjazdy 707m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Janek Wiśniewski padł! ;)

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 8

Chciałem ciężki trening to go dostałem! ;)

Na myśl o niedzielnej ustawce od samego początku uśmiechała mi się gęba. Z powodu kontuzji od długiego już czasu nie jechałem w grupie, w związku z czym nie mogłem się doczekać. Wieczorem, dzień przed, niestety złapało mnie jakieś ostre zatrucie pokarmowe, więc do 1 w nocy praktycznie przesiedziałem w toalecie.
Decyzję o jeździe podjąłem rano. Nie wyspany, z bolącym brzuchem wciągnąłem owsiankę, wypiłem kawę i ruszyłem na Głębokie. Pomyślałem sobie, że najwyżej urwę się jakbym nie dał rady.

Na Głębokim ogromna ilość kumpli od dwóch kółek. Od samego początku humor dopisywał, było wesoło.
Ruszyliśmy normalnym tempem by zaraz przejść do tempa zawodowego ;) Grzesiek był liderem peletonu, on zaplanował trasę i on miał najwięcej pary w nogach. Gdy schodził ze zmiany, wszyscy czuli ulgę ;))))
I tak wariackim tempem dojechaliśmy do Pasewalk, gdzie zrobiliśmy popas. Wciągnąłem kanapkę z serem i popiłem Tigerem, o dziwo, nie czułem się jeszcze ujechany, a można powiedzieć, że dopiero dobrze rozgrzany.
Dalsza część to powrót w kierunku granicy, gdzie zaczęły się podjazdy i pierwsze piekło ;) A szczególnie to piekło w nogach ;) Co chwilę szedł jakiś zaciąg, tętno szybowało w górę grubo ponad progową kreskę.
W Brussow, nagle i dla mnie niespodziewanie, odłącza się część ekipy tj. Romek, Michał i Piotrek i lecą w innym kierunku. Chłopaki mieli po prostu trochę mniej czasu.
My pocisnęliśmy na Penkun. Trasę tę znałem dość dobrze i wiedziałem, że będzie jeszcze kilka fajnych podjazdów :D
Mimo tego, że ekipa się skurczyła to tempo wcale nie siadło. Momentami, ciężko było już łapać oddech i utrzymywać koła chłopakom. Na szczęście do granicy było z wiatrem i wężykiem po zmianach jakoś dojechałem. Za Lubieszynem pożegnałem się z kolegami i odbiłem na Dobrą. Nogi miałem już tak ciężkie, że ledwo walczyłem o utrzymanie średniej. Zmęczenie sięgało zenitu ;)
Na koniec jeszcze Miodowa, pod którą bardziej się wtoczyłem niż wjechałem z zawrotną prędkością 13-15 km/h.
W domu padłem i nie mogłem się podnieść z podłogi, ujechałem się na 100 %, do granic możliwości :)


Janek Wiśniewski padł ;)

Dzięki chłopaki za wspólny trening i zaserwowanie mi takiego wpirdzielu o jaki się prosiłem ;)
Czuję, że mimo takich długich przerw w treningu spowodowanych kontuzją z moją formą nie jest aż tak źle. Do maratonu jeszcze miesiąc, może coś z tego będzie ;)
A propos samej kontuzji, bólu w kolanie nie ma. Więc chyba dopiero po takiej wyrypie mogę śmiało powiedzieć, że odpuściła na dobre.

A teraz pytanie, które chodziło mi po głowie cały wczorajszy trening: jak można nie kochać kolarstwa?:)
Kategoria > 100, Trening


  • DST 106.37km
  • Czas 03:24
  • VAVG 31.29km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • AVG CAD 81.0
  • HRmax 171 ( 88%)
  • HRavg 148 ( 76%)
  • Kalorie 2314kcal
  • Podjazdy 706m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podjazdy, górki i pagórki :)

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 5

Czas skończyć wypłakiwanie i wziąć się do roboty! :) Kontuzja odpuszcza, z czego cieszę się jakbym wygrał w toto lotka ;) Poświęciłem (i dalej poświęcam) rehabilitacji ogromne ilości czasu. Chyba się opłacało.

Weekend w Łobzie. Zabrałem oczywiście rower. Wczoraj serwisowanie i czyszczenie po ostatniej jeździe. Dzisiaj trasa, która chodziła mi po głowie prawie rok, czyli górki i pagórki napotkanie na trasie naszej 500 (które zresztą prawie mnie zabiły ;)


Trasa piękna! Asfalty w miarę dobre, miejscami tylko podziurawione jak ser szwajcarski. Ruch samochodowy nieduży (najgorzej z ruchem i asfaltem jest między Świdwinem a Połczynem).
Do tego płaskiego nie uświadczysz, cała droga z górki i pod górkę. Niektóre krótkie i sztywne, niektóre długie i łagodne, czyli to co uwielbiam! Pogoda dopisała, mimo, że prognozy nie były optymistyczne.
Najlepsze zaczęło się od Połczyna Zdrój, bo można było się poczuć jak w górach. Odcinek ten sam co na 500km w lipcu zeszłego roku. Powiem szczerze, że nie wiem jak ja to wtedy przejechałem, skoro dzisiaj było ciężko! W Drawsku już miałem nogi jak z waty ;)



Ogólnie całe Pojezierze Drawskie to kolarski rarytas, będę częściej tu przyjeżdżał potrenować.

Sama dyspozycja nie najgorsza. Jechałem w miarę równym tempem, wiatr był lekki i sprawiedliwy (wiał z każdej strony). Bólu w kolanie zero. Nogi trochę puste, puls dość wysoki jak na taką średnią (w tamtym roku przy tym samym pulsie czasy były dużo lepsze).
Co tu dużo gadać. Biorę się za robotę. Do pierwszego startu jeszcze miesiąc i na pewno będę solidnie trenował!
Kategoria > 100, Trening


  • DST 115.11km
  • Czas 04:26
  • VAVG 25.96km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • AVG CAD 77.0
  • HRmax 172 ( 88%)
  • HRavg 144 ( 74%)
  • Kalorie 2850kcal
  • Podjazdy 637m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozruch... idzie wiosna?;)

Sobota, 6 kwietnia 2013 · dodano: 06.04.2013 | Komentarze 6

Po kolejnym tygodniu bez treningów i obżerania się ciastami i innymi smakołykami trzeba było w końcu ruszyć tyłek ;)
Dzisiaj o 10.30 na Głębokim spotkałem się z Romkiem i Michałem i ruszyliśmy na Niemcy. Pośmigaliśmy w okolicach Krackow, Penkun dalej na Mesherin i Gryfino. Pogoda w końcu w miarę dopisała, momentami fajnie świeciło słoneczko i wiatr wiał w granicach normy. Jazda fajna bo spokojna, dużo gadania, choć nie zabrakło mocniejszych momentów, po których chłopaki musieli na mnie poczekać ;) Nogi puste jak dzbany, ale co tu się dziwić? Z tak nieregularnymi ostatnio treningami inaczej być nie może. Trafiło się nam nawet pobawić w przełaje i pośmigać po zaśnieżonej drodze, tym razem jednak bez gleby :)
Niestety, gdzieś na 70 km zacząłem czuć ból w kolanie, kontuzja zaczęła się odnawiać, co mnie wkurzyło, bo przecież było już tak dobrze...
Za Gryfinem wpadliśmy do McDonalda na kawę jak na prosów przystało.
Tam zadzwoniła do mnie mama, żebym wpadał do Łobza na obiad :) Dojechaliśmy do Podjuch gdzie się wszyscy rozjechaliśmy, ja pocisnąłem na Dworzec Dąbie. Tam już byłem nieźle ujechany, ale korciło mnie żeby pojechać na Łobez rowerem i trzasnąć 200. Pohamowało mnie bolące już na prawdę mocno kolano. Pokręciłem się po Dąbiu, kupując bilet, szukając bankomatu i miejsca do sikania, skutecznie przy tym obniżając średnią ;P Potem wciągnąłem hot doga na Orlenie i pojechałem na pociąg.
W pociągu siadłem w kącie przedziału bagażowego InterRegio bo czułem, że swoim potreningowym zapachem nie umilałbym jazdy innym podróżnym. W trakcie trasy zaczęły mnie łapać skurcze w uda :) Trening mimo, że lajtowy bardzo konkretnie wszedł w nogi. Takie jazdy lubię najbardziej!

Niestety w chwili obecnej kolano boli mnie jakby ktoś zdzielił w nie młotkiem... Ehh, widocznie tak już musi być. Nie wiem teraz czy zaplanowany na jutro powrót rowerem nie zamieni się w kolejną podróż PKP ;/
Kategoria > 100, Trening


  • DST 119.26km
  • Czas 04:25
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • AVG CAD 83.0
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 149 ( 76%)
  • Kalorie 3011kcal
  • Podjazdy 587m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielny Horror ;)

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 18.03.2013 | Komentarze 8

Podczas tego treningu przeżyłem traumę :)
Ustawka o 10 na Głębokim z Mastersami. Spotkałem Adama, z którym wcześniej się umówiłem. Od początku wiedziałem, że będzie ciężko, bo podczas samego tylko dojazdu na Głębokie zmarzłem. Do tego meeeegaaa zimy wiatr, żeby nie powiedzieć huragan.
Ruszyliśmy z peletonem, początkowo z wiatrem, więc leciało się bosko. Po 40 km przyszła kolej na naszą zmianę, wyszliśmy na przód, a tam nie było już tak wesoło. Daliśmy trochę za długą jak dla mnie zmianę i się usmażyłem. Po dwóch hopkach tętno skoczyło na 180 co u mnie jest kosmosem. Zeszliśmy ze zmiany, a na końcu peletonu jechali jakoś tak dziwnie, że nie udało mi się pod kogoś podłączyć. No i zostałem... stwierdziłem, że w nosie, dla mnie za zimno na takie tętna i takie akcje. Już miałem sobie spokojnie jechać swoim tempem, jednak Adam poczekał na mnie, przekonał, żebym leciał dalej, wziął na koło i doholował do peletonu! Trzeba przyznać, że Adam w tym roku ma naprawdę niezłe kopyto ;) Dzięki koksie! :)
Dalej z peletonem polecieliśmy na Ahlbeck. Przed skrętem na Dobieszczyn daliśmy kolejną zmianę, tym razem krótszą ( odmierzyłem na liczniku 3 km, tyle co poprzednicy, żeby być sprawiedliwym). Mimo to kolejny raz się ostro usmażyłem.
Za Hintersee peleton mocno zwolnił, zrobiło się przez 5 minut lajtowo, można było odsapnąć. Byłem już konkretnie zmęczony. Jazda w tak ekstremalnych warunkach i wyścigowym rytmie swoje zrobiła. Dojechaliśmy do Ahlbeck gdzie zrobiliśmy nawrotkę i zaczęło się najgorsze. Jazda pod ultramocny wiatr. Dałem tu z Adam ostatnią kilometrową zmianę, po której myślałem, że wypluję płuca. Chwilę po tym, peleton zmienił szyk na jazdę wężykiem i momentalnie ktoś z przodu zrobił zaciąg. Popatrzyłem na tętno, cały czas powyżej 170, i stwierdziłem, że to nie ma sensu. Odłączyłem się łapiąc powietrze w usta jak karp i patrząc jak w oddali znika peleton.
Wrzuciłem na małą tarczę i zacząłem zmagać się samotnie z wietrzyskiem. Teraz już trzymałem się swojej tlenowej strefy, więc licznik pokazywał prędkość cały czas poniżej 20.
Za Hintersee czekali na mnie Adam i Paweł. Od razu zrobiło się lżej na duszy ;) Adam prowadził dość żwawym tempem, więc ja leszcz barowy starałem się te tempo jakoś trzymać mimo wyczerpania ;)

Po skręcie na Pampow rozpoczęła się przygoda zwana "kolarze tańczą na lodzie". Odcinek około dwóch-trzech kilometrów jezdni pokryty był w całości lodem. Tylko na niego wjechałem i gleba ;) Kilometr dalej druga gleba, na szczęście nie groźnie. Ale, że do trzech razy sztuka, wywaliłem się jeszcze raz. Tym razem zabolało :)
Minęliśmy tę jakże wiosenną część trasy i polecieliśmy na Blankensee. Tam się pożegnałem z chłopakami, ponieważ chciałem zrobić sobie 5 minut przerwy i nie było też sensu żebym ich hamował swoim ślimaczym tempem ;)
Zjadłem kawał chałwy, napiłem się i wio. Na małej tarczy ledwo kręciłem nogami, walczyłem z wiatrem i odliczałem kilometry do domu. Nie wiem czy bardziej byłem zmęczony psychicznie czy fizycznie.
Jaka była moja radość, gdy usłyszałem za sobą szum peletonu, z którego ktoś krzyknął i spytał czy żyję ;) Odpowiedziałem, że ledwo i się złapałem na tył. Chłopaki robili już rozjazd, więc jechało się super. Podjechałem z nimi jeszcze pod Miodową gdzie się rozjechaliśmy.
Do domu wszedłem jak zombi, ledwo żywy, ledwo chodzący, ledwo mówiący od wdychania zimnego powietrza, ledwo ściągnąłem ubranie...
Muszę przyznać, że były to najgorsze warunki do jazdy w jakich przyszło mi jechać.
W domu ledwo zdążyłem się rozciągnąć, wymasować, zjeść i wykąpać a tu już przyszli znajomi, z którymi trochu popiłem. Na takim zmęczeniu nie musiałem długo czekać na ścięcie ;D
Kategoria > 100, Trening


  • DST 109.08km
  • Czas 03:33
  • VAVG 30.73km/h
  • VMAX 46.15km/h
  • AVG CAD 85.0
  • HRmax 176 ( 90%)
  • HRavg 144 ( 74%)
  • Kalorie 2323kcal
  • Podjazdy 436m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening z Głębokim.

Sobota, 9 marca 2013 · dodano: 09.03.2013 | Komentarze 5

Dzisiaj pojechałem na trening na Głębokie, zobaczyć czy taki diabeł straszny jak go malują. Obudziłem się o 8.50 (wczoraj z pracy wróciłem o 2.30) więc za dużo nie pospałem. Zacząłem się zastanawiać czy jadę sam czy na ustawkę. Jednak gdy sobie pomyślałem o tym jak jest zimno i pewnie wieje, odechciało mi się samotnej jazdy. Zjadłem owsiankę, wypiłem kawę i zacząłem się ubierać. Już w trakcie dojazdu zorientowałem się, że nie zdążę na 10. Spóźniłem się z 7 minut, ale na szczęście zdążyłem przed samym odjazdem peletonu. Przywitałem się i jazda. Tempo początkowo spokojne i praktycznie było takie cały czas. Polecieliśmy przez Dobrą do Blankensee. Za Bukiem na zaciągu już odpadł jakiś młody chłopak. Trzymałem się gdzieś z tyłu peletonu. Po wjeździe do Niemiec peleton zaczął chudnąć, jedni skręcili tu, drudzy tam, co mnie raz ostro wkurzyło, bo jechałem na tyle, a tu nagle czterech kolarzy odbija w prawo. Przez to musiałem gonić grupę.
Nie zarejestrowałem przez jakie wioski początkowo lecieliśmy. Przed skrętem na Locknitz nastąpił kolejny rozłam, część chciała lecieć na Prenzlau, część na Ahlbeck. Wyszło z tego tyle, że stanęliśmy na rozjeździe w miejscu, przy okazji wykorzystując czas na sikanie ;) Oczywiście sporo ludu zaciągnęło i odjechało. Nie rozumiem takiej polityki. Dalej już polecieliśmy prosto do Ahlbeck, gdzie myślałem, że będzie przerwa. Jednak tam nawróciliśmy w miejscu, nie zdążyłem nawet nic zjeść ani kolejny raz wysiusiać się. Obawiałem się, że może mnie odciąć, jednak było ok. Zaczęliśmy wracać pod wiatr i wszystko było ok dopóki nie wyszedłem z jednym gościem na zmianę. Tempo ponad 35-37 km/h z wiatrem w mordę. Zacząłem się smażyć, tętno cały czas ponad 170! Po jakimś czasie mówię mu, że ja schodzę ze zmiany, nie oponował, bo z tego co słyszałem to oddychał równie mocno, tylko zgrywał nie wiem po co twardziela :D Na tyle trochę odpocząłem. W połowie drogi między Dobieszynem a Tanowem znowu wyjście na zmianę i znowu ta sama sytuacja. Odmierzyłem dwa km i po moim oświadczeniu, że wycofuję się, pojechaliśmy na koniec. Za Tanowem na Głębokie peleton zrobił rozjazd, jazda lajtowa. Na koniec machnąłem jeszcze Miodową.
Wyszedł kolejny fajny trening, praktycznie cały w tlenie, oprócz tych dwóch wybryków, które w sumie mogą mi wyjść na dobre. Klimat ogólnie dość średni, sto razy bardziej wolę jechać naszą ekipą.
Co najważniejsze, dziś poczułem, że jest jakiś postęp. Całą drogę nic nie zjadłem, wszystko przejechałem na owsiance, a o odcięciu nie było mowy. Energii starczyłoby spokojnie jeszcze na 20-30 km :)
Teraz czas na dwa trzy dni przerwy ;)

Kolano się dzisiaj odezwało. Zrobiłem 30 minut rozciągania, 15 minut masażu i zimny okład, więc powinno być dobrze.
Kategoria > 100, Trening


  • DST 111.72km
  • Czas 04:13
  • VAVG 26.49km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • AVG CAD 83.0
  • HRmax 161 ( 82%)
  • HRavg 142 ( 73%)
  • Kalorie 2688kcal
  • Podjazdy 722m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tańczący z wiatrem.

Czwartek, 7 marca 2013 · dodano: 07.03.2013 | Komentarze 7

Dzisiejszy trening miał dwa oblicza. Pierwsza część to sielankowa jazda z wiatrem w plecy z prędkościami cały czas ponad trzy dychy. Druga część zmieniła się w morderczą walkę z wiatrem w ryj w drodze powrotnej.
Zrobiłem sobie oto taką pętelkę:


Założenia były aby pozostawać w strefie, więc górka czy nie górka, wiatr czy nie wiatr w tej strefie zostawałem.
W Penkun zrobiłem pierwszą i jedyną przerwę na wiezione całą drogę na plecach ciasto, moje ulubione, które zrobiła narzeczona w obawie o moją utratę masy :D


To był najlepszy moment tego treningu :)


Chyba trochę ubrudziłem obiektyw :)

Po przerwie w Penkun wiatr jakby jeszcze się nasilił. Dojechałem do domu nieźle zmordowany.
Trening zaliczam za udany, jego założenia zrealizowałem w pełni. Do tego nawet fajne przewyższenia jak na nasze nizinne warunki ;)

Teraz coś trzeba pomyśleć na sobotę jak pogoda pozwoli. Jedzie ktoś może na ustawkę z Głębokiego?
Kategoria > 100, Trening


  • DST 105.32km
  • Czas 04:18
  • VAVG 24.49km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • AVG CAD 79.0
  • HRmax 157 ( 80%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2406kcal
  • Podjazdy 522m
  • Sprzęt KTM STRADA 2000
  • Aktywność Jazda na rowerze

Robimy bazę ;)

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 05.03.2013 | Komentarze 5

Dziś wolne od pracy, pogoda przepiękna. Na propozycję wspólnego kręcenia odpowiedział Piotrek. Po 10 ruszaliśmy z Głębokiego. Trasa przez Dobieszczyn, Locknitz, Krackow, Lubieszyn i powrót przez Dobrą. Słoneczko świeciło, było optymalnie, nie zimno nie gorąco :) Jechaliśmy leciutko, bo takie były założenia. Zero szarpania czy spinania. Nie mogłem sobie pozwolić na kolejne sforsowanie nogi i kolana. Momentami czułem, że jedziemy za słabo, ale to bardzo dobrze :) Muszę znaleźć złoty środek między zrobieniem dobrej bazy a wyleczeniem kontuzji. Swoją drogą chyba jestem już specjalistą od ITBS. Przeczytałem na temat tej kontuzji pół internetu, poświęcam masę czasu na masaże i ćwiczenia rehabilitacyjne. Co ciekawe, po ich stosowaniu ból z kolana przeszedł wyżej, na całe pasmo boczne uda ;) Jestem dobrej myśli.
Dziś tętno już dużo lepiej reagowało, powoli się chyba adoptuję do nowych warunków treningowych.
Na koniec podjechałem pierwszy raz w tym roku pod Miodową :) Piotrek poleciał przez Wojska Polskiego dokręcić do setki ;)
Po tak długiej przerwie mam teraz ogroooomny głód kręcenia. Prawdopodobnie teraz trening w czwartek rano, jakby ktoś był chętny ;)
Kategoria > 100, Trening