Rowerowy Blog Internetowy
Siema! To ja saren86. Witaj na moim blogu rowerowym. Od jego założenia na rowerze przejechałem 31207.86 kilometrów + 2245 kilometrów na trenażerze ;)Więcej przeczytasz na stronie o mnie.
2015
2014
2013
2012
2011
Moje rowery
Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień1 - 3
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień2 - 1
- 2015, Lipiec2 - 3
- 2015, Czerwiec1 - 3
- 2015, Kwiecień4 - 10
- 2015, Marzec6 - 22
- 2015, Luty5 - 16
- 2015, Styczeń2 - 7
- 2014, Listopad5 - 9
- 2014, Październik3 - 11
- 2014, Wrzesień4 - 17
- 2014, Sierpień7 - 13
- 2014, Lipiec11 - 18
- 2014, Czerwiec14 - 36
- 2014, Maj15 - 20
- 2014, Kwiecień13 - 26
- 2014, Marzec15 - 26
- 2014, Luty16 - 36
- 2014, Styczeń22 - 46
- 2013, Grudzień20 - 20
- 2013, Listopad10 - 26
- 2013, Wrzesień5 - 14
- 2013, Sierpień10 - 29
- 2013, Lipiec19 - 50
- 2013, Czerwiec20 - 54
- 2013, Maj19 - 56
- 2013, Kwiecień9 - 28
- 2013, Marzec11 - 40
- 2013, Luty11 - 24
- 2013, Styczeń10 - 15
- 2012, Grudzień7 - 19
- 2012, Listopad7 - 6
- 2012, Październik7 - 24
- 2012, Wrzesień21 - 87
- 2012, Sierpień17 - 60
- 2012, Lipiec20 - 67
- 2012, Czerwiec27 - 27
- 2012, Maj23 - 42
- 2012, Kwiecień32 - 30
- 2012, Marzec31 - 35
- 2012, Luty21 - 13
- 2012, Styczeń21 - 1
- 2011, Grudzień21 - 1
- 2011, Listopad16 - 1
- 2011, Październik20 - 0
- 2011, Wrzesień24 - 0
- 2011, Sierpień17 - 0
- 2011, Lipiec29 - 0
- 2011, Czerwiec23 - 6
- 2011, Maj23 - 9
- 2011, Kwiecień21 - 0
- 2011, Marzec8 - 0
- 2010, Wrzesień1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
> 100
Dystans całkowity: | 10399.86 km (w terenie 91.00 km; 0.88%) |
Czas w ruchu: | 349:18 |
Średnia prędkość: | 28.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.40 km/h |
Suma podjazdów: | 46189 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (91 %) |
Suma kalorii: | 115583 kcal |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 123.81 km i 4h 18m |
Więcej statystyk |
- DST 100.29km
- Czas 03:45
- VAVG 26.74km/h
- VMAX 51.00km/h
- AVG CAD 80.0
- HRmax 157 ( 80%)
- HRavg 135 ( 69%)
- Kalorie 2258kcal
- Podjazdy 563m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Grudniowa setka ;)
Wtorek, 17 grudnia 2013 · dodano: 17.12.2013 | Komentarze 4
Taka zima może być! Oby jak najdłużej.Jako, że ranek i popołudnie miałem wolne, na dworze warunki jak na zimę rewelacyjne, szybko zmieniłem oponę i zacząłem przygotowania do wyjścia na zewnątrz.
Przykleiłem na stopy kupione wcześniej w Decathlonie ocieplacze chemiczne, które okazały się strzałem w dziesiątkę, jak na obecne warunki.
Wyruszyłem na Niemcy, odwiedziłem kota w Locknitz, bo już dawno nikt mu nie składał wizyty ;) Dalej na Krackow, moje ulubione hopki przy Nadrensee i do Dobrej. Tam na rondzie stwierdziłem, że mi mało, i poleciałem na Grzepnicę i Bartoszewo i kolejno przez Głębokie, podjazd pod Miodową i do domu.
Trasa fajna, pierwsza setka zimą :) Mimo niedużej prędkości, wypompowałem się nieźle ;)
- DST 114.43km
- Czas 03:42
- VAVG 30.93km/h
- VMAX 57.00km/h
- AVG CAD 86.0
- HRmax 177 ( 91%)
- HRavg 143 ( 73%)
- Kalorie 2358kcal
- Podjazdy 724m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Kolejna niedzielna ustawka ;)
Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 4
Start z Głębokiego razem z Danielem, Marcinem, Piotrkiem, Robertem i Darkiem. Tym razem przewodnikiem był Daniel, co gwarantowało trasę po okolicznych pagórkach ;) Poznałem nawet nowe niemieckie odcinki z ciekawą hopką ;)Z pewnością była to najbardziej rwana ustawka sezonu. Co chwilę były ataki i kontrataki. Nie odpuszczałem żadnego :D Zaczynam się czuć coraz bardziej komfortowo w wysokich dla mnie tętnach. Potrafię wytrzymać w nich dłużej. Poprawa tego też jest moim celem na przyszły sezon.
Ogólnie ustawka zajebista, jak zwykle zresztą. Coś w tym roku udaje nam się zgrywać coraz częściej, co mnie bardzo cieszy.
Na samym już Głębokim dopadła mnie trochu bombka, ale jakoś dociągnąłem już do chaty.
Powiedziałem sobie, że dzisiejszy trening zaważy na tym, czy wystartuję w Pile. Noga kręciła ładnie, nie brakowało mocy, więc pieniądze wpłacone na konto organizatora :)
- DST 125.94km
- Czas 03:42
- VAVG 34.04km/h
- VMAX 56.00km/h
- AVG CAD 90.0
- HRmax 177 ( 91%)
- HRavg 145 ( 74%)
- Kalorie 2415kcal
- Podjazdy 405m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Trening pod znakiem liczby 40 :)
Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 7
Ustawka z Robertem, Darkiem, Piotrkiem, Danielem i Grześkiem vel Tony Martin ;)Dzisiaj trasa płaska, cel: olbrzymia ławka w Ueckermunde :)
Od początku był ostry gaz, rzadko kiedy licznik wskazywał prędkości poniżej 40, pomimo bardzo silnego wiatru. Początek szedł mi ciężko, długo się nie mogłem rozkręcić. Dopiero po popasie w Ueckermunde zaczynało się jechać coraz lepiej.
Za Dobieszczynem Darek wyskakuje, ja poprawiam, za mną Grzesiek i zawiązuje się ucieczka. Kawałek pojechałem i odpuściłem. Później odpuścił Darek, za to Grzesiek ma taką parę w nogach, że mimo prób pogoni nie udało się go dojść do Tanowa. Zaliczył udaną ucieczkę! ;)
Zdjęcia później, jak któryś z chłopaków wrzuci. Daniel nawet nagrał filmik ;)
Muszę przyznać, że nie ma aż takiej tragedii z moją formą. Po ostatnich balach byłem pewien, że będzie duuużo gorzej.
Uwielbiam takie ustawki!!!
- DST 106.53km
- Czas 04:05
- VAVG 26.09km/h
- VMAX 69.00km/h
- AVG CAD 86.0
- HRmax 180 ( 92%)
- HRavg 141 ( 72%)
- Kalorie 2486kcal
- Podjazdy 1583m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska.
Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 26.08.2013 | Komentarze 5
Korzystając z okazji pobytu razem z żoną w Szklarskiej Porębie, musiałem sprawdzić się na "ścianie płaczu" znanej tylko z opowiadań i z artykułów.Wstałem wcześnie rano, wszamałem owsiankę i w trasę, w czasie kiedy jeszcze wszyscy spali ;)
Pierwsze co mnie spotkało, to zamarznięcie na zjeździe z Szklarskiej do Piechowic. Ubrałem tylko rękawki i nogawki, a poranek był mocno chłodny. Mimo, że ładnie świeciło słońce, poczułem się jak w środku zimy.
Dalej już na Podgórzyn i Przesiekę, skąd zaczynam zabawę. Od razu robi się ciepło :) Podjazd idzie fajnie, a ja patrzę sobie na wskazania wysokościomierza, który w zadziwiająco szybkim tempie zmienia wartości na wyższe ;)
Dojeżdżam do schroniska, opuszczam rękawki i zaczynam walkę z naszym polskim, legendarnym podjazdem. Od początku jest ciężko, nie ma porównania do żadnego z napotkanych do tej pory podjazdów. Po drodze napotykam szlaban, który trochę mnie zdziwił, nigdzie o nim nie wyczytałem. Schodzę na sekundę z roweru, omijam go i wjeżdżam na najtrudniejszy odcinek.
Tu dopiero zaczyna się bitwa z psychiką. Ścianki grubo ponad 20%, momentami podchodzące do prawie 30 %. Każdy metr ciągnie się w nieskończoność. Tętno już dawno trzyma się ponad 170! i nie ma zamiaru zejść. Dojeżdżam do wcześniej widzianego na fotografiach napisu na asfalcie: "wytrwajcie do końca wy konie", trochę mnie to rozśmiesza i motywuje, jednak na krótko. Końcówka to już prawdziwy hardcore. Tętno wskakuje na 180, przepycham korby siłowo jak nigdy dotąd, i to wszystko na najniższym przełożeniu. Odcinek krótki, jednak cholernie stromy. Zanim go pokonałem, tysiąc razy pomyślałem o zejściu z roweru! Mówiłem sobie: "odpuść, nikt się nie dowie", by zaraz sobie odpowiedzieć "ja będę wiedział, nie daruję sobie". I tak oto znalazłem się na górze. Jeszcze nigdy nie jechałem tak długo na tętnie 180!
Mój pierwszy raz na Przełęczy Karkonoskiej za mną, a ponoć pierwszego razu się nie zapomina ;)
Na górze zrobiłem kilka fotek, tak na szybkiego, bo zrobiło się znowu zimno.
Po chwili odpoczynku rozpoczynam zjazd czeską stroną. Tu miła niespodzianka, bo Czesi zrobili do samego dołu szosową autostradę! Zjeżdża się wyśmienicie, mimo, że zmarzłem po raz drugi.
Dojeżdżam do jakiegoś tam miasteczka i pojawia się problem, jak tu wrócić. Pojechałem dalej i stwierdziłem, że chyba się zgubiłem. Telefon do Pauliny z prośbą o nawigację i o wybaczenie tego, że się spóźnię ;) Po chwili trasa odnaleziona, jednak okazuje się wiele dłuższa niż to sobie obmyśliłem. Ruszam ostro, aby spóźnienie było jak najmniejsze. Jednak jak tu gonić, kiedy z górki już było, i zaczyna się pod górkę, w bidonach pusto, nie ma co zjeść, nogi pieką a bomba już do mnie macha...
Jednak wizja wkurzonej żony dodała sił :) Ich resztkami wspiąłem się do Jakuszyc a dalej to już lajt.
Wpadłem spóźniony prawie 2 h, szybki prysznic, wyjście na obiad i wymarsz w góry. Przez 5 kolejnych godzin łażenia po górach, mimo, że było ciężko, to nic nie marudziłem, więc spóźnienie zostało mi wybaczone ;)
Dzień pełen przewyższeń i wrażeń. Jak się położyłem, tak od razu zasnąłem. I jak tu nie kochać gór?
- DST 116.83km
- Czas 03:33
- VAVG 32.91km/h
- VMAX 54.00km/h
- AVG CAD 87.0
- HRmax 177 ( 91%)
- HRavg 138 ( 71%)
- Kalorie 2156kcal
- Podjazdy 490m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Ciężki trening z mastersami.
Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 03.08.2013 | Komentarze 5
Kolejny dzień leje się skwar z nieba, większość narzeka, a ja to lubię! ;)Chłopakom z ekipy dzisiaj nie pasował trening, więc postanowiłem ruszyć z Głębokiego. Nawet był to dobry pomysł, biorąc pod uwagę, że dwa moje następne wyścigi to start wspólny. Trzeba się trochę objechać w grupie.
Wychodzę z domu, przed klatką wsiadam na rower, a tu zonk... guma z tyłu. No to sobie pojechałem... jednak szybka zmiana i mocniejsze tempo, i udało się zdążyć na ustawkę w ostatniej chwili. Widmo samotnej jazdy mnie zmotywowało. Ostatnio jakoś mi się nie chce jeździć samemu.
Peleton dzisiaj spory, na początku dość leniwy. Pierwsze 40 km to była sielanka z tętnem regeneracyjnym. Później wyszedłem na zmianę, gdzie dobrze przepaliłem nóżkę. Dotarliśmy do Pasewalk, za którym szyk zmienił się w wężyka, i gdzie zwykle zaczynają się zaciągi. Trochę źle się ustawiłem, bo byłem na tyłach. Jednak dość dobrze wyczułem moment, bo kiedy poszedł zaciąg ja akurat byłem w trakcie przeciskania się do przodu. Grupa najmocniejszych oderwała się, ja ją doszedłem i... poprawiłem ;D Ze mną oderwał się młodszy kolega, z silną jak koń nogą. Pociągnął ostro, ja chwilę jeszcze przytrzymałem i w końcu puściłem. Zostawiliśmy grupę gdzieś 100 m w tyle ;)))
Nie spodziewałem się, że dzisiaj noga tak będzie kręcić, po wczorajszym treningu podjazdów.
Teraz dopiero się przekonałem, że jest progres, skoro w zimę odpadałem przy pierwszym lepszym pociągnięciu, a dzisiaj utrzymywałem się do końca w czubie ;)
Dalej polecieliśmy grupką 8-9 osób "gąsiennicą" lub w podwójnym wachlarzu jak kto woli, w tempie cały czas pod 50 km/h.
Dostałem kilka dobrych rad, jak jeździć w takim szyku. Cały czas jednak byłem mega czujny. Kraksa przed weselem oznaczałaby dożywotni ban na rower od przyszłej żony ;D
Od Locknitz znów nastała całkowita sielanka i dłuuugi rozjazd ;)
Podsumowując, wyszedł kolejny świetny trening. Jestem zadowolony z postępów. Ciekawe co by było, gdyby nie kontuzja na początku wiosny ;)
- DST 116.20km
- Czas 03:44
- VAVG 31.12km/h
- VMAX 76.40km/h
- AVG CAD 82.0
- HRmax 176 ( 90%)
- HRavg 157 ( 80%)
- Kalorie 2778kcal
- Podjazdy 1853m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Klasyk Kłodzki - czyli kolarz z nizin zalicza udany debiut w górach ;)
Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 28.07.2013 | Komentarze 8
Do pierwszego maratonu górskiego przygotowywałem się solidny kawałek czasu. Pierwotnie start planowałem w Tatry Tour, jednak ze względów finansowo-czasowo-odległościowych w tym roku padło na Klasyk Kłodzki. Wszystko wyszło o tyle fajnie, że na maraton pojechałem z Robertem i Grześkiem.Po piątkowym objeździe trasy, czułem, że mimo zmęczenia podróżą, mam moc pod nogą. Jechałem więc spokojnie, bo nie chciałem tracić bezsensownie tej mocy.
W sobotę rano wstaliśmy wyspani, zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na miejsce startu, które znajdowało się 100 metrów od naszego noclegu. Robert startował w grupie 3, Grzesiek 10 a ja 11. Muszę przyznać, że na starcie byłem zrelaksowany jak nigdy, bez żadnej spalary. Pogoda dopisywała aż zanadto, temperatura już z rana była w okolicach 30 stopni, słońce paliło, na niebie ani jednej chmurki. Można powiedzieć, że dla mnie idealnie!
5,4,3,2,1... Start!
Moja 10 osobowa grupa ruszyła. Początek trasy to od razu zjazd ciągnący się przez ponad 12 km. Do przodu wyrwał konkurent z M2, więc mimo pewnych obaw, dokręcam i go dochodzę. Zaraz za mną dojeżdża jeszcze jeden kolarz w stroju polskiej reprezentacji. Razem ciągniemy po zmianach, w miejscu gdzie zjazd się lekko wypłaszczył. Co chwilę zerkam na tętno, które jest za wysokie jak na zabawę na zjeździe, ale nic, mówię sobie, że się jeszcze rozkręcę.
Dojeżdżamy we trójkę do pierwszego podjazdu, konkurent z m2 narzuca tempo. Drugi kolega odpuszcza, a za chwilę robię to samo, bo widzę, że tętno wskakuje na wartości grubo powyżej 170. Harcownik odjeżdża i znika, zaczynam jechać swoje, trzeci z naszej ucieczki zostaje za mną i z kolei ja mu znikam ;)
Teraz dopiero zaczyna się zabawa. Jadę z blatu(korba kompakt spisuje się tu idealnie! ) i zaliczam zakręt po zakręcie. Postanowiłem jechać podjazdy równo i mocno, lekko nad progiem a odpoczywać na zjazdach. Łykam kolarza za kolarzem, co bardzo mnie motywuje, na pierwszym podjeździe doszedłem ich minimum 30 :) Niestety, kilku wycinaków łyknęło także mnie ;P
Chwila moment i jestem na szczycie, zaczyna się zjazd. Staram się być ostrożny, jednak nie odpuszczam. Frajda ze zjeżdżania jest ogromna, prędkości cały czas między 60-70.
Na trzecim podjeździe, na jego szczycie mijam pierwszy punkt żywieniowy, na którym spotykam Grześka. Nie zatrzymuję się. W locie łapię od obsługi kubek z wodą, część wypijam, część wylewam na głowę. Zaczynam kolejny zjazd, tym razem trudniejszy technicznie, bo jezdnia zakręcała miejscami o 180. W trakcie tego wyciągam pierwszego żela i zjadam, mało przez to nie wypadając na jednym z takich zakrętów. Na dole dogania mnie Grzesiek i mówi, że jedzie swoje już spokojnie. Jadę więc dalej.
Zaczyna się drugi pod względem trudności podjazd maratonu. Ciągnie się w nieskończoność. Tu tak samo, zakręt za zakrętem, wyprzedzam kolarza za kolarzem. O dziwo, już nikt nie wyprzedza mnie! Pomyślałem, że kto miał to zrobić to już zrobił :) Na bardziej stromych momentach staję w korbach, niektórzy próbują podciągnąć się za mną, jednak zostają. Widzę, że jest moc, oby tylko nie przyszło mi zapłacić za te harce gdzieś przed metą, jak to zwykle u mnie bywa. Końcówka podjazdu daje popalić nogom, w prawej łydce czuję stan przed-kurczowy. Zaczynam najdłuższy zjazd maratonu, lecę cały czas ponad 70, w trakcie rozmasowuję łydkę.
Do jego końca wyprzedzam ze trzy osoby.
Od tej pory zaczynam jazdę, można powiedzieć, że po płaskim, z nielicznymi tylko hopkami i z przeszkadzającym wiatrem. Tutaj zaczynam żałować, że jadę sam i nie mam za kim się schować. Jednak myśl, że w Szczecinie to normalka, dodaje mi otuchy i nie zwalniam. Kręcę równiutkim tempem swoje. Co jakiś czas w oddali pojawia się sylwetka samotnego kolarza, którego stawiam sobie za cel. Doganiam w ten sposób kolejnych kilku, jednak zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Dodatkowym problem było to, że opróżniłem już praktycznie dwa bidony, a pić się chciało. Wiedziałem, że następny bufet jest dopiero za ponad 20 km i to za najcięższym podjazdem dnia ;) Zostawiłem więc ostatni łyk w bidonie na tą okazję i pomyślałem, jakoś to będzie, najwyżej przyjdzie bomba.
Przed miejscowością Różanka na krótkiej hopce dochodzę Roberta :) Ten daje mi się napić, bo miał jeszcze sporo płynu w bidonach i tym samy ratuje mnie lekko z opresji. Ostatni łyk w bidonie pozostaje cały czas w zapasie na czarną godzinę! :D
Mówię do Roberta, że jadę dalej, i ruszam do przodu. Zaczyna się zjazd, na którym jest więcej dziur niż asfaltu. Na jezdni co chwilę napisy: "hamuj!" "uwaga dziury!". Dość niebezpiecznie, boję się o złapanie gumy, jednak decyduję, że nie odpuszczam więcej niż to konieczne dla minimum bezpieczeństwa. Raz kozie śmierć...
A jednak udało się! Przejechałem to bez defektu, jednak strach był. Na dole widzę strażaków i obsługę maratonu zabezpieczających skrzyżowanie, pytam ich czy mają wodę. Wybawienie, mają! Uzupełniam jeden bidon, i ruszam. Tu powoli zaczyna się piekiełko. Najpierw 3 kilometry spokojnego podjazdu, kręcę jak zwykle swoje, aż nagle napotykam ściankę, z którą nigdy w swojej karierze kolarskiej nie miałem do czynienia. PORĘBA :)
Do tej pory mój plan zakładał nie zrzucanie z blatu. Tu jednak szybko został zweryfikowany! Wrzuciłem swoje najniższe przełożenie 34x27 i zacząłem mozolnie kręcić. Przyszedł prawdziwy kryzys, w trakcie którego pomyślałem sobie, że jak bardzo organizator musi być nieludzki, aby dawać taki hardcore na sam koniec :D Pot zaczął zalewać mi oczy, więc zdjąłem okulary i schowałem do kieszonki. Co zakręt to było gorzej i bardziej stromo. Na przemian wstawałem i siadałem na siodełku, szukając jakiegoś optymalnego rozwiązania na pokonanie tego dziadostwa. W połowie drogi na poboczu stał jakiś lokalny typek z wiaderkiem. Na mój widok nabrał z niego wody do dużego rondelka. Zorientowałem się o co chodzi, podjechałem bliżej i krzyknąłem "lej"! :) Nagle zrobiło się chłodniej i bardziej błogo, czułem jak zimna woda schładza cały organizm. Pokonałem jeszcze kilka zakrętów i zobaczyłem szczyt. Końcówka jednak była najbardziej stroma, miała ponad 20 %. Na górze był bufet i punkt kontrolny, jednak nie stawałem, mimo, że minę miałem nie tęgą i totalny brak sił. Złapałem kubek wody w locie, wypiłem i zacząłem zjazd, po którym rozpoczęło się jeszcze kilka kilometrów po płaskim. Tu się mobilizuję i rozkręcam nogę. Czuję, że bomba jest blisko. Zastanawiam się czy dam radę dociągnąć do mety.
Po drodze wyprzedzam jeszcze kilku innych umęczonych kolarzy, przed każdym wyprzedzeniem staję mocno w pedały i dokręcam, żeby już nikogo za sobą nie wozić. W oddali zobaczyłem Piotra Słowika z Tanowa, który startował grupę wcześniej z Grześkiem. Wiedziałem, że on jest mocny, więc resztkami sił go dogoniłem, po czym po krótkiej rozmowie zaczynamy razem pracować na zmianach.
Końcówka, od Mostowic do mety wyglądała tak:
Niby bez tragedii, jednak cały czas pod górę. Kilka kilometrów przed metą wyprzedza nas pociąg z liczną grupą kolarzy, którą prowadził jakiś trenujący zawodowiec z CCC :) Wśród nich był ten w barwach narodowych z mojej grupy z początku wyścigu. Wskakuję za nimi, jednak tylko na chwilę, bo nagle robi się stromo i wszystko się rwie. Dwóch najmocniejszych poszło ostro na finisz. Spojrzałem na konkurenta z grupy, uśmiechnął się, ja do niego też i depnąłem ile fabryka dała. Stwierdziłem, że nie oddam tego jednego miejsca w open. Stanąłem na pedały i poszedłem w trupa. Przed metą obejrzałem się, zostałem sam. Przejechałem linię mety, zszedłem z roweru, siadłem na ławeczce i próbowałem nie zemdleć. Dobra pani z obsługi maratonu widząc mój stan, podbiegła, zdjęła mi kask, zaczęła mnie oblewać wodą, dała mi się porządnie napić a później wsadzała mi do buzi cukierki! :)
Gdy doszedłem do siebie na metę wjechał Robert, a jakiś czas po nim Grzesiek. Razem już poszliśmy na posiłek. Oprócz obiadu (pyszny gulasz z ryżem) zjadłem chyba z 6 kawałków ciasta drożdżowego.
No i teraz najważniejsze, czyli WYNIKI:
Open: 16/151
M2: 4/15
i
WNIOSKI:
- celowałem w pierwszą piętnastkę w open i po cichutku liczyłem na podium w M2. Mimo to, z wyniku jestem bardzo zadowolony. Pojechałem wyścig mądrze, na 100% swoich możliwości, rozkładając idealnie siły. Konkurencja była tu po prostu mocna.
- teraz wiem już na pewno, że górskie starty to jest to, co mnie najbardziej kręci, i to w czym najlepiej się czuję. W przyszłym roku mam zamiar zaliczyć więcej imprez na wysokości ;)
- Góry są sprawiedliwe, bo tu grupy startowe nie mają żadnego znaczenia. Nie tworzą się pociągi, każdy jedzie solo na ile go stać.
- sam Klasyk Kłodzki był bardzo dobrze zorganizowany. Większość skrzyżowań obstawiona przez ludzi, bardzo dobrze oznaczona trasa, dobre jedzenie na mecie.
- CO NAJWAŻNIEJSZE!! Spędziłem świetnie czas z dobrymi kumplami od dwóch kółek! Było śmiechu co niemiara a humory cały czas dopisywały!
Dzięki Grzechu i Roberto! Musimy to kiedyś powtórzyć! ;)
ps. Konkurent z M2, który depnął i zostawił mnie na pierwszym podjeździe, skrócił trasę na mini, gdzie dostał karę czasową i wylądował na 14 miejscu w kategorii. Jakoś mnie ten fakt ucieszył, więc musiałem go tu odnotować! ;D
ps2. Zdjęć na razie nie mam, ale jak będą to je zamieszczę :)
- DST 111.94km
- Czas 03:19
- VAVG 33.75km/h
- VMAX 58.00km/h
- AVG CAD 88.0
- HRmax 166 ( 85%)
- HRavg 143 ( 73%)
- Kalorie 2126kcal
- Podjazdy 881m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni trening przed Zieleńcem.
Środa, 24 lipca 2013 · dodano: 24.07.2013 | Komentarze 3
Wczoraj zacząłem krótki, tygodniowy urlop ;) Trzeba było to wykorzystać i zrobić jakiś fajny trening. Pojechałem do Decathlona gdzie kupiłem świetne oponki Hutchinson Atom Comp - cena za dwie 170 zł. Po przeczytaniu recenzji na ich temat, kusiło mnie ich kupno ze dwa tygodnie ;) W końcu na zajechanych już Conti na zjazdach w Zieleńcu mogłoby być niebezpiecznie.Spakowałem rower, graty i do Łobza do rodziców. Zmiana opon i od razu nowy, inny wygląd roweru :)
Dzisiaj w południe wyjazd na ulubioną, mocno pofałdowaną trasę: Łobez - Drawsko - Połczyn i powrót po śladach. Żar lał się z nieba niemiłosiernie, ale nie powiem, lubię to! Wiatr umiarkowany wiał z każdej strony, więc był sprawiedliwy. Nie miałem zamiaru się forsować, więc jechałem w miarę równo i nie za mocno.
Maksymalny punkt trasy wznosi się na 200 m n.p.m więc jak na nasze nizinne warunki całkiem nieźle.
Na powrocie było już tak gorąco, że asfalt miejscami pływał. W Łobzie jeszcze krótki rozjazd i pod domem stwierdzam, że na te przewyższenia, na w miarę umiarkowaną jazdę wyszła dobra średnia.
W przeciągu miesiąca wykonałem ogrom kolarskiej pracy. Czuję, że mam szczyt formy, albo jestem go blisko. Jeżeli w Zieleńcu nie zabraknie szczęścia i nie złapię kapcia/jakiego defektu to mam zamiar walczyć o czołową lokatę. Teraz już tylko regeneracja. Jutro jakieś pitu pitu, czytaj lans po Łobzie! ;)
Co do opon, rewelacja! Są bardzo lekkie, co rzeczywiście czuć(na każdej 55 g różnicy w porównaniu do wcześniejszych Conti). Niosą jak trza, trzymają się nieziemsko asfaltu (według producenta tylko suchego!) i fajnie wyglądają. Będę je zakładał tylko na maratony, bo podobno szybko się zużywają ;)
- DST 120.42km
- Czas 03:58
- VAVG 30.36km/h
- VMAX 58.75km/h
- AVG CAD 88.0
- HRmax 177 ( 91%)
- HRavg 134 ( 69%)
- Kalorie 2266kcal
- Podjazdy 707m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Lampa ;)
Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 4
Chwilę po 10 spotykam się na Głębokim z Danielem i Robertem. Po krótkiej naradzie stwierdzamy, że jedziemy swoje, a nie z mastersami.Pogoda idealna, robi się gorąco, niebo czyste, słońce pali ;) Trochę brakowało mi świeżości, bo byłem po dwóch nockach, i nie zdążyłem się jeszcze w pełni zregenerować po ostatnim treningu, jednak grzechem byłoby w taką pogodę odpoczywanie w domu zamiast trenować! ;)
Spokojnie więc rozkręcamy tempo. Gdzieś przed Brussow "bomba", która nie wybiera, dziś wybrała Roberta. Nie ma co się łamać, przedwczoraj Froome, dzisiaj Robert, jutro mogę być ja ;) Dały mu się we znaki ostatnie treningi i zapierdziel w pracy.
Od tej pory trening zmieniamy w wycieczkę :) Przynajmniej można było sobie pogadać, a nie tylko łapać w locie powietrze. Zrobiliśmy kilka popasów i jakoś się jechało.
W Krackow za zgodą Roberta z Danielem odbijamy na Nadrensee "dobić się" na okolicznych hopkach. Robert jedzie prosto, krótszą drogą.
Narzucamy mocne tempo i lecimy. Trochę nogi popiekły, a o to mi chodziło.
W Nadrensee Daniel swoją znajomością niemieckiego wyprasza wodę od jakiegoś Niemca, co ratuje mi tyłek, bo już w bidonach pusto, a wszystkie sklepy w niedzielę pozamykane. Zimna woda dodaje sił i znowu pędzimy mocnym tempem do samego Orlenu w Lubieszynie, gdzie tankuję ponownie bidony. Myśleliśmy, że jeszcze dojdziemy Roberta, ale się nie udało. Kolejno ja odbijam na Dobrą, Daniel leci na Mierzyn. Na koniec atakuję Miodową i czuję się spełniony, bo się nawet ujechałem;)
- DST 125.95km
- Czas 03:42
- VAVG 34.04km/h
- VMAX 53.71km/h
- AVG CAD 85.0
- HRmax 176 ( 90%)
- HRavg 139 ( 71%)
- Kalorie 2281kcal
- Podjazdy 412m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Mastersami.
Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 06.07.2013 | Komentarze 4
Po ostatnich kilku samotnych treningach miałem ochotę na jazdę w grupie. Niestety w naszej ekipie brakowało chętnych.Rano wyjechałem przed 10 i w ostatniej chwili mi się przypomniało, że w soboty rusza ustawka z Głębokiego.
Dziś była naprawdę liczna. Wyszedł rewelacyjny trening, było momentami lajtowo, momentami zaciągi ponad 50, nie można było się nudzić. Większość przejechałem w parze z Piotrem ;) Zmiany dawaliśmy z głową, bez popisów i bez opierdzielania się, więc praktycznie dotrwałem bez problemów do samego końca.
Przed Dobrą łapię gumę, pierwszą w tym roku. Zmiana dętki idzie mi mega ślamazarnie, tak samo jak dalsza samotna jazda. Wybiło mnie to z rytmu.
Był to jeden z bardziej wartościowych treningów w tym roku. W tak sporym peletonie można się wiele nauczyć.
Brawa dla Frooma, mistrzowska jazda, nieziemska moc. Od początku jest moim faworytem na TDF. Oby tylko za kilka lat się nie okazało, że to znów jedno wielkie oszustwo...
- DST 117.91km
- Czas 03:37
- VAVG 32.60km/h
- VMAX 54.00km/h
- AVG CAD 88.0
- HRmax 163 ( 84%)
- HRavg 142 ( 73%)
- Kalorie 2312kcal
- Podjazdy 682m
- Sprzęt KTM STRADA 2000
- Aktywność Jazda na rowerze
Niemcy.
Poniedziałek, 24 czerwca 2013 · dodano: 24.06.2013 | Komentarze 3
Mimo dwóch dni odpoczynku coś nogi były zamulone. Pojechałem standardowo na niemieckie hopki;) Dzisiaj chłodniej, a i tak nie było czym oddychać.Wiatr wiał różnie, ogólnie sprawiedliwie.
Wyszedł nawet mocny trening, na Głębokim na 110 km miałem średnią lekko powyżej 33 :) Jak na mnie to nieźle.
Od Głębokiego lekki rozjazd.